Uwielbiam sprawiać sobie przyjemność. Uwielbiam dobre książki, dobre filmy, piękne zdjęcia, ubrania, KOCHAM buty itd. Dla przyjemności tańczę, spaceruję, kocham się, przebieram, upijam, pozuję do zdjęć i...., niestety, jem. Od niedawna, bo od niedawna, ale jedzenie zaczęło mi sprawiać coraz większą przyjemność. Gotowanie okazało się megakreatywnym, niezwykle satysfakcjonującym zajęciem, które pozwala spełniać się... artystycznie :). I się rozjadłam. I jeszcze trochę.
Dlatego dziś z dumą prezentuję przypadkowy jadłospis, który po podliczeniu okazał się być... "dniem 1000kcal". Jestem na nogach od 9:oo, dotrałam na razie do filetu z kurczaka, pozostały mi jeszcze trzy posiłki i wcale, wcale, absolutnie NIE JESTEM GŁODNA! Polecam, Grodzicka!
Śniadanie, 9:30
Jajecznica z trzech jajek(195kcal) z cebulą (32kcal), obok mały, świeży pomidor (13kcal) - bez tłuszczu!: 240 kcal
Lunch, 13:30
Filet z kurczaka (240g, 238kcal), marchewka (130g, 35kcal) z patelni na łyżce oliwy (82kcal): 355kcal
Obiad, 16:30
Zupka-krem z papryki (140g), pomidora (200g) i cebuli (ok.100g) na połówce kostki rosołowej, z dwoma łyżkami oliwy: 280kcal
Podwieczorek, 19:00
Dwa jajka sadzone - bez tłuszczu!: 140kcal
Kolacja, 21:00
Dwa ogórki gruntowe, z solą i pieprzem: 12 kcal
RAZEM: 1027 kcal
Zazwyczaj kładę się około pierwszej/drugiej w nocy, więc mogę pozwolić sobie na ostatnią przekąskę około 21:oo :) Najlepsze - nie planowałam tego. Zazwyczaj nie przekraczam 1700kcal + ewentualny alkohol, który regularnie psuje mi szyki, ale zawsze fajnie trafić na dzień z "naturalnym", "odruchowym" postem :) bez wcześniejszego liczenie.
Dieta bezglutenowa trzyma mnie w szponach już 10dni. I jakoś nie czuję się źle (pokochałam grochowe naleśniki <3), ale ponownie przełoże rozprawianie o glutenie na "potem".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz