środa, 9 października 2013

Jak nie wytrzymałam tygodnia bez kremu...

W sumie, to nie mam pojęcia jak. Nie mam też pojęcia jak wytrzymać dwa tygodnie, a jak wytrzymać tydzień z półgodzinnymi ćwiczeniami dziennie - codziennie, to nie mam nawet cienia pomysłu. Moja twarz jest ogólnie najbardziej problematyczną twarzą świata ze wszystkim co można, czyli odrobiną naczynek na powiekach i w okolicach nosa, odrobiną przesuszeń na policzkach i pod oczami, dodatkiem czerwienienia na nosie i brodzie, z pewną dozą lekkich zmarszczek mimicznych na czole (!) oraz odwieczną walką z trądzikiem i uczuleniem słonecznym. Jestem więc niesamowicie piękna, pod warunkiem, że uda mi się znaleźć moment, w którym jednocześnie nie jestem w żyłki, kropki, odstające skórki, przebarwienia, zaczerwienienia słoneczne lub krostki. Kiedy taki moment następuje mam alabastrową, porcelanową, świetlistą skórę o lekko różowym, chłodnym odcieniu.

Edit:
Podczas pisania w niedzielę, 6.10.13, padł mi internet. Teraz powracam na tarczy: tydzień bez kremu okazał się ponad siły mojej twarzy, która z dnia na dzień zrobiła się czerwona, ściągnięta, piekąca i nadwrażliwa. Do mycia mam mydełko z Aleppo, więc nie spodziewałam się aż takiego efektu, ale wczoraj z podkulonym ogonem sięgnęłam po sporą porcję olejku arganowego i maseczkę nawilżającą, co pomogło mi zminimalizować straty powstałe podczas eksperymentu. Suche paskudy zdążyły wyleźć w ciągu jednej nocy, ale oczywiście zwalczenie ich w jeden dzień to marzenie.
Co do pani Chodakowskiej, dziś środa, a jak wspomniałam - środy są złe i sadystyczne (udało mi się złapać wolną godzinę w czytelni dzięki "pierwszym zajęciom organizacyjnym), ale z racji, że wytrzymałam już 4 dni po pół godziny, postaram się znaleźć dziś energię na jakieś 15 minut, żeby całkiem nie odpuścić.
Miało być o diecie bezglutenowej, przy pomocy której zamierzam walczyć z jesienną depresją, zmęczeniem materiału i akademickim szokiem poznawczym, ale znowu zapowiem się tylko na kolejny raz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz