sobota, 12 października 2013

8 trening, zupa-cud i audiobooki

Nadeszła kolejna sobota, a u mnie oznacza to rozliczenie z zeszłotygodniowego postanowienia - pani E. Chodakowskiej. Mam za sobą ósmy trening i już wiem, że to na razie nie koniec.
Przez pierwsze dwa dni musiałam robić minutowe przerwy co około 5 minut, przez drugie 15 minut często zastępowałam trudniejsze ćwiczenia łatwiejszymi, byle nie przestać się ruszać. Totalnie nie dawałam rady. Trzeciego dnia dałam radę zrobić wszystkie ćwiczenia, choć nadal robiłam więcej przerw niż trzeba.
Dzisiaj zrobiłam moją pierwszą dłuższą przerwę... dopiero po 15 minutach. Dla normalnego człowieka to może być nic, ale dla osoby, która uczyniła z lenistwa rodzaj snobistycznej sztuki - wyczyn ponad siły.
W sumie, cieszę się, że jestem ograniczona sportowo. Łatwo mnie zadowolić. Byle co jest w stanie wprawić mnie w stan euforii i zachęcić do dalszego wysiłku. Zaczęłam się nawet ryzykownie zastanawiać, czy nie wytrzymam przypadkiem miesiąca. Takie myśli - szaleństwo! Od początku liceum ograniczałam się raczej do szachów, seksu i kart, więc taki nagły przypływ aktywności wpływa na mnie fantazjogennie - a nóżwidelec... będę ćwiczyć już zawsze? o.0

Co zabawne - ćwiczenia pomagają mi utrzymać zdrową dietę, bo kiedy już się napocę przez te 30 minut to głupio mi tak strzelić sobie wieczorem kilka kieliszków wódki i zmarnować tyle machania kończynami. Poczułam również pierwsze efekty diety bezglutenowej, którą poszerzyłam na razie o wszystkie zborza itd., żeby zobaczyć jak czuję się bez produktów z wysokim IG. Rzeczywiście - już bez samej przenicy zaczęłam jeść wyraźnie mniej, dzisiaj, w 12 dniu diety mam już niemal za sobą wilcze napady głodu, które prześladowały mnie od początku wakacji. Nawet jeśli to efekt placebo, to jak najbardziej mi odpowiada :) Moja dzisiejsza zupka-cud jest pyszna i prosta:

Zupa szpinakowa z "wkładką".

450 g mrożonego szpinaku (ok.70kcal)
160g mięsa mielonego (ok.500kcal)
150g mleka 2% (ok.80kcal)
100g sera z niebieską pleśnią (ok.350kcal)

Razem: ok. 1000kacl

Szpinak rozmrażamy w garnku, do rozmrożonego wlewamy gorące mleko, w którym przedtem rozblendowaliśmy ser. Po zagotowaniu dodajemy mięso oraz przyprawy do smaku. Gotujemy aż mięso się... ugotuje. Dla mnie takie witaminowe "breje" z energetyczną "niespodzianką" z kurczaka lub wołowiny albo ryby, do tego z odrobiną sera o intensywnym aromacie - boomba! Taka porcja strcza spokojnie na trzy posiłki z pięciu, które zalecają dietetycy :)

Do tego jakieś lekkie śniadanie i można sobie nawet pozwolić na szaleństwo, jak latte z mlekiem i syropem czekoladowym <3 a nawet kieliszkiem jakiegoś likieru :3

Sama się dziwie, ale to już mój trzeci dzień, kiedy jem między 1000 a 1500 kcal i wcale nie czuję się głodna. To pewnie przez dużo wody - kiedy ćwiczę w pół godziny potrafię wypić cztery szklanki, tak mnie śmiertelnie suszy. Wydaje mi się, że powoli dobijam do 3l wody dziennie, nad czym pracuję od początku sierpnia (wcześniej normą było dla mnie 1,5l, ale to zdecydowanie zbyt mało).

Na koniec komunikat specjalny: czemu ja DOPIERO teraz odkryłam audiobooki? Jak można być tak ślepym (głuchym?) na wspaniałość tego rozwiązania? Jako studentka literatury i krytyki literackiej jestem zmuszona połykać miliardy książek miesięcznie. I nagle okazuje się, że mogę to robić też podczas sprzątania, dogadzania swojej urodzie, gotowania itd. Ani jedna minuta nie pozostanie już nigdy wolna od lektury! Nareszcie spełnię nadzieje moich profesorów i będę czytać cały czas, oprócz tych wstydliwych godzin przeznaczonych na sen (nawet jak teraz do was piszę, to czytam!)











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz